Pierwszy nasz mecz na żywo. Nie tylko siatkówki plażowej –
pierwszy w ogóle. Na boisku zbudowanym na potrzeby turnieju w centrum
malowniczego Stavanger.
Bilety na ćwierćfinały zdobyte przypadkiem – skoro udało się
je załatwić to poszliśmy i jak się ciekawie złożyło - grały dwie polskie drużyny,
czym oprócz nas zdziwieni byli również organizatorzy.
Na kilka minut przed meczem trybuny nie były zajęte nawet w
jednej czwartej, ale bardzo szybko się zapełniały. Pierwszy mecz ćwierćfinału
rozegrał się między Polską i Brazylią. Po kilku serwach zorientowaliśmy się, że
zaraz za nami siedziała kilkuosobowa grupa Polaków, która dopingowała głośno
nasza drużynę zwracając tym uwagę wszystkich naokoło, łącznie z komentatorem,
który nie omieszkał co jakiś czas wspominać o polskich kibicach.
Większość osób na trybunach to, prawdopodobnie, Norwegowie.
Ciężko stwierdzić czy bardziej kibicowali Polakom czy Brazylijczykom. Nie
zmienia to faktu, że doping był głośny i radosny. Bardzo łatwo było wczuć się w
atmosferę meczu. Niesamowite przeżycie. Nawet mimo nieprzytłaczacącej ilości
widzów mieliśmy ciarki na plecach, kiedy wszyscy śpiewali, krzyczeli i klaskali
w dłonie.
Niestety Polacy przegrali mecz – ale nie skreśliło to szans
Polski na medal. Ta drużyna miała później zagrać o brąz. Drugi mecz
ćwierćfinału rozegrał się między kolejną polską drużyną a Włochami – co ciekawe
drużynę tworzyło dwóch braci bliźniaków. Mecz wygrała Polska i tym samym
przeszła do meczu finałowego razem z Brazylią. Mecz o trzecie miejsce wygrali
Polacy, Włosi w trakcie rozgrywki niejednokrotnie pokazali swój temperament
okazując złość po kilku decyzjach sędziego – czym bracia narazili się na żółtą
kartkę. Nie wiem, który z braci ją otrzymał...
Bilety mieliśmy na ćwierćfinały, ale okazało się, że możemy
zostać na półfinał i finał. Miła informacja. Między meczami była przerwa, którą
wykorzystaliśmy na szybką wizytę w Dickensie w celu dokonania czynności typowej
dla Polaków będących na meczu.
Mecz o finał wygrała Brazylia – całym sercem byliśmy z
Polakami, niestety nawet okiem laika można było stwierdzić, że ponad dwumetrowy
Brazylijczyk daje naszym w kość. Bronili się dzielnie, ale ostatecznie przegrali
tę rozgrywkę. Polacy turniej skończyli ze srebrnym medalem. Rozgrywkę o brąz również zwyciężyła polska drużyna.
źródło zdjęcia: http://www.przegladsportowy.pl/siatkowka/siatkowka-plazowa,fijalek-i-prudel-oraz-kantor-i-losiak-z-medalami-w-stavanger,artykul,577980,1,1053.html |
Poza naprawdę gorącą atmosferą imprezy na pewno będę wspominać
jej oprawę muzyczną. Z chęcią zgrałabym sobie kawałki, których fragmenty
puszczane były podczas całego meczu. Z taką muzyką można by zrobić niezłą balangę.
Moi towarzysze z pewnością zwrócili więcej uwagi na
dziewczyny tańczące podczas krótkich
przerw – my w bluzach i kurtkach, one biedne w kostiumach kąpielowych –
chłopaki chyba nie myśleli o tym w ten sposób.
Jeśli jeszcze kiedyś
wybiorę się w Norwegii na tego typu imprezę, a mam nadzieję, że tak, to na
pewno lepiej się przygotuję. Nie jestem w Norwegii zbyt długo i niestety to, że
rano świeci słońce nie oznacza, że za chwilę temperatura nie spadnie o 4-5
stopni i nie zacznie padać. Na meczu w ciągu dwóch godzin mieliśmy wiosnę, lato
i jesień. Norwegowie byli doskonale przygotowani – poduszki na zimne (lodowate)
metalowe ławki, koce, kurtki, a nawet czapki i rękawiczki. Teraz już rozumiem
popularne norweskie powiedzonko, że nie ma złej pogody, a złe są jedynie
ubrania.
Ostatnią atrakcją, o której warto wspomnieć jest wypływający
z portu w trakcie finałowego meczu wielki, a nawet gigantyczny prom
turystyczny. Robił wrażanie. Ogólnie – bardzo fajna impreza. Wielkie brawa dla
zawodników, wolontariuszy, tancerek i polskich kibiców, którzy dopingowali
najgłośniej.